Lolek, ja jednak będę obstawał przy swoim zdaniu, by nie wrzucać wszystkich do jednego wora. Chyba z racji przeżytych lat nabrałem trochę dystansu do pozorów i nie osądzam ludzi na podstawie stereotypów ( 7 letnie BMW czy S Class ). Pewnie są też tacy jak opisujesz, ale są też tacy których stać na ceny w ASO, jednak potrafią liczyć i szanują swoje pieniądze, bo na dużą kasę też trzeba zapracować, więc proszę nie uogólniajmy, że tylko cwaniaki którzy przeliczyli się z wydatkami szukają oszczędności w warsztatach na prowincji.
Dlaczego tak upieram się przy swoim zdaniu? Kilka przykładów z mojego życia.
Od kilku lat mieszkam w Wielkiej Brytanii. Tak wyszło. A że motoryzacja jest fajna, to i samochody zawsze też muszą być. Najpierw było stare A4, potem była kilkuletnia Avensis... i np. zbliżał się czas przeglądu. Dowiaduję się w serwisie Toyoty, że przegląd przy moim przebiegu to koszt około 300 funtów. Ok, luzik pieniądze na to są, ale dwie ulice dalej jest sieciówka KwikFit i reklamuje się przeglądami za 150. O co chodzi? Pojechałem się spytać. Odpowiedź: normalny przegląd wynikający z książki serwisowej ( czyli punkt po punkcie jak w serwisie fabrycznym ) niestety Toyota wymaga specjalnego oleju, więc dla mnie to koszt 200 funtów. No ale i tak stówa w kieszeni. Jedyna różnica, to tutaj nie myli auta, ale że trochę interesowałem się detailingiem, to i tak wolałem myć sam.
Takie sieciówki są nie gorzej wyposażone niż Autoryzowane Serwisy, a pracownicy po podobnych szkołach i szkoleniach ( nawet organizowanych przez producentów ). Zaobserwowałem też, że w sieciówkach tego typu ( KwikFit, Halfords, ATM itp. ) stały nie tylko auta średniej klasy, ale również Range Rovery, Jaguary czy Q7. Normalnie tubylcy też potrafią liczyć pieniądze i dlatego mają dobre auta.
Kolejny przykład. Co roku wakacje spędzam w Polsce, a czasem nawet kilka razy w roku jestem w kraju. Bo tęsknię. Tak się składa, że zwykle podróżuję swoim samochodem. Akurat mniej więcej tuż po wakacjach, po powrocie do UK miał wypaść przegląd. Ponieważ w naszym ukochanym kraju przeżyłem sporo lat to i znajomości się nazbierało sporo. Mam kolegę, który ma warsztat, znam też jego pracowników... to są wręcz pasjonaci. I u tego kolegi przegląd według książki kosztował mnie równowartość niewiele ponad 100 funtów. Są pieczątki, są faktury, jest zaufanie, to i napiwek się znajdzie, a i tak było taniej. A to wszystko wcale nie dlatego, że się przeliczyłem z kosztami użytkowania samochodu, ale dlatego że się opłacało!!! No i staram się zawsze "wytransferować" do Ojczyzny ile tylko mogę.
Minęło kilka lat i kilka samochodów. Teraz jeżdżę nowym Cherokee, no prawie nowym, bo właśnie zrobiłem pierwszy serwis gwarancyjny po pierwszym roku użytkowania i by nie być posądzonym o obłudę, przyznaję, że robiłem go w Autoryzowanym serwisie Jeep, bo taki deal już przy zakupie był, więc jestem zobowiązany. Dostałem za to spory rabat na akcesoria itp., ale ... normalnie deja vu.
Żyjąc jeszcze w naszej umiłowanej Ojczyźnie ( to nie jest sarkazm ), często miałem do dyspozycji auto służbowe. Oczywiście zawsze serwisowane w ASO. I obojętnie czy to była Astra, Focus, czy topowa wersja... Seicento Van, na fakturach zawsze była słynna pozycja z płynem do spryskiwaczy i teraz tutaj to samo. Kasa żadna, ale śmiech mnie ogarnął, bo przed wyjazdem z domu uzupełniłem do pełna zbiornik " bajeranckim" płynem detailingowej firmy, który sami mi kiedyś dali. Pytam się więc jak im to się zmieściło skoro było full? A oni, że dużo się zużyło na sprawdzenie działania, bo to przednia szyba, szyba z tyłu, ksenony... a oni dokładnie musieli sprawdzić... 4 litrami. Tak więc standardy wyciągania kasy od klienta są takie same na całym świecie.
Ale wracając... powtarzam. Moim zdaniem nie wszyscy, pomimo że ich stać, lubią szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Tym bardziej, iż nie każdemu manna spadła z nieba, a normalnie ciężko zapracowali na swój sukces i bez różnicy czy to lekarz, manager, czy płytkarz. I chwała im za to, że potrafią wykorzystać konkurencyjność różnych firm lub usług. Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku, by ta pogoń nie stała się priorytetem ich bytu, ale pozwoliła na realizację kolejnych celów czy marzeń.
Pozdrawiam z burzowej właśnie północnej części Anglii. A na koniec jeszcze fotka z mojej tegorocznej wizyty w kochanej Polsce.