Cały ten Joker przeszedłby bez większego echa, gdyby nie fakt popularności samego uniwersum. Ludzie przyzwyczajeni do bajek, nietoperków, szalejącego klauna, a tu zonk, psychoanaliza i dramat. Dzieciaki silą się na refleksje i manifestują po seansie dojrzałość i zrozumienie, raptem się obudzili.
Jest cała masa podobnych "dramatów", przechodzą bez echa.
Jestem przekonany, że identyczny odbiór miałby Toretto z Szybkich, jak i Vader z Gwiezdnych.
Smerfetka podejrzewam, z całym bagażem doświadczeń w obcowaniu jako jedyna z bandą smerfów, również ma wręcz idealny potencjał na "ciężki" film.
Jokera uważam za dobre kino, ale ja bym się tak nie podniecał.