Wczoraj skończyłem singla w RDR. Powiem krótko - nie przepadam za sandboxami, GTA IV było dla mnie wielkim rozczarowaniem, Infamous też niespecjalnie mi przypadło do gustu (zresztą obydwie sprzedałem zaraz jak tylko skończyłem singla) i aż sam się zdziwiłem że kupiłem RDR tak od razu bez dokładnego przyjrzenia się grze. Generalnie krótko i na temat - gra ma jedyny w swoim rodzaju klimat dzięki któremu gra jest wyjątkowa, osadzenie gry w czasach schyłku "dzikiego" zachodu było strzałem w dziesiątkę, świetnie udało się uchwycić kontrasty, niepewność i konflikty tamtego czasu, historia którą opowiada gra wydaje się trywialna ale zapewniam Was że jest opowiedziana z wielkim polotem co jest zasługą zbudowania ŚWIETNYCH postaci (voiceacting i animacje twarzy są genialne). Całe szczęście jest czym i do czego strzelać, RDR ma ten fajny-trudny do uchwycenia feeling przy oddawaniu strzału (imo dotychczas w tej generacji konsol tylko Killzone 2 dawał poczuć taką "moc" przy oddawaniu strzałów). Mielibyśmy ideał gdyby nie parę głupich błędów (poprawka w drodze, uważam że przy tej złożoności gry i tak nie jest źle jeżeli chodzi o bugi) i że gra praktycznie nie jest żadnym wyzwaniem - jest po prostu łatwa. Mógłbym bardzo dużo napisać o RDR - podsumuję krótko, frajdę daje sama jazda konno pomiędzy lokacjami. GTA IV sprzedałem po kilkunastu godzinach gry, Infamous po 10, w RDR gram już ponad 30 i jeszcze nawet nie odpaliłem multiplayera, nie mówiąc nawet o skończeniu wszystkich "Strangers". Brać w ciemno. W singlu na razie gra roku w multi raczej nie przebije BF BC2.