Buba, Twój ulubiony wannabe cinematographer zaliczył właśnie płytkę z Birdmanem

(i nie chodzi o ten otwór w środku)
Nie wiem co napisać. THIS IS FUCKIN GENIUS! I wcale nie chodzi o zdjęcia. Motyw długich ujęć owszem ciekawy, zbliża nas do konwencji teatru (którego gościem jestem średnio co drugi miesiąc), ale nie robilbym z niego głównego "ficzera" filmu (a to w tym wątku widziałem wiele razy). Więcej, myślę że to krzywdzące. Zdjęcia, dźwięk (!!!!!), gra aktorska (!!!!!!), scenariusz/reżyseria (wow), obsada, scenografia - to wszystko jest perfect (chyba tylko Watts odstaje - a przecież to dobra aktorka). Ale największą gwiazdą jest tutaj historia. Jestem pod wrażeniem. Zastanawiam się czy to nie najlepszy film jaki widziałem. Majstersztyk.
I powtórzę się: szkoda, że duża część postów ograniczala się tutaj do... zdjęć.
Na koniec, zastanawiam się kto powinien dostać Oskara. Keaton czy Redmayne? Obaj dali z siebie bardzo dużo. Mnie jednak kupił bardziej Keaton. Pokazał pasję bohatera. Redmayne tylko fizycznosc (choroba). Zabrakło mi naukowej pasji.
I już naprawdę na samym końcu. Kwestia czy film zostawić czy sprzedać. To taka historia która jest przeżyciem. Przy drugim seansie raczej nie uderzy tak mocno. To jednak nie umniejsza filmu. Po prostu czyni go bardziej intymnym

a sam bd - wydanie av również perfect (jak ktoś lubi stopę perkusji to tu jest jej więcej niż w Wiplashu).
Wysłane z mojego GT-I8190N przy użyciu Tapatalka