No dobrze. Koniec żartów.
Obejrzałem film „Inferno” w Auro. I naprawdę nie wiem, co napisać. Czy w ogóle pisać. A powodem tego jest Audyssey. Zawsze uważałem, że przekłamuje co do poziomów głośności. Zresztą, nie jestem odosobniony w swej opinii. Nie pierwszy raz robiłem kalibrację Audysseyem, nie tylko u siebie, i za każdym razem jest to samo; głośniki tylne grają głośniej niż przednie. Dlatego przydałby się decybelomierz, aby wszystko zrobić jak należy. Bez tego moja opinia może być krzywdząca i nierzetelna. Już myślę o zakupie, albo co najmniej o pożyczeniu miernika, jeśli będzie skąd. Ale zostawmy to.
Póki co, musiałem wszystko ustawić na słuch. I jest lepiej, niż było. Co ciekawe. Słucham dużo muzyki/koncertów, co jak wiecie preferuję, i w tym przypadku nie było takich dylematów. A film, to zupełnie coś innego.
Co do filmu. Podoba mi się to, że nie słychać tylko dźwięków akcji, jak to nieraz bywa w filmach, ale jest dużo dźwięków tła. Np. życie miasta z jego dźwiękami, które nadają realizm całości; chodzący ludzie, gwar, przejeżdżające samochody, dzwony, odgłosy ptaków. To wszystko sprawia, że to jest prawdziwe. Ale najistotniejszym dla mnie fragmentem filmu były sceny i ujęcia z latającym dronem, co chyba zrozumiałe. Ci, którzy oglądali film wiedzą, o co chodzi. I na tym się skupiłem, w kontekście przede wszystkim VoG. No i tutaj coś jest nie tak. Nie wiadomo tak do końca, co jest tego powodem. Czy poziomy głośności głośników, czy sama realizacja? Bo mam co do tego zastrzeżenia. O ile w scenach gdzie nie widzimy drona, a tylko go słyszymy, dochodzące do nas dźwięki możemy przyjąć za wiarygodne. Ale jest ujęcie, które przeczy logice i zdrowemu rozsądkowi. Otóż jest to ujęcie w ogrodzie, gdzie dron wzlatuje ku górze. Całą scenę mamy przed naszymi oczyma. A co z dźwiękiem? No właśnie. Ten mamy dokładnie nad naszą głową, a nie przed nami, zgodnie z miejscem akcji. Bo trudno tego nie zauważyć - usłyszeć . Naprawdę, dziwnie się to odbiera. Przypomnę - płyta Demo Auro, teledysk, gdzie dźwięki perkusji mamy na suficie! (VoG). No i tu się zaczęło. Z każdym powtórzeniem, a było tego sporo, zacząłem przyciszać VoG, szukając optymalizacji. Doszło nawet do tego, że całkowicie go wyłączyłem. Generalnie, nie wiele to zmieniło. Dźwięk nie był już co prawda tak natarczywy, nie mniej jednak dalej był nad naszą głową - w tym momencie grały głośniki tylne górne, bez VoG. Rozumiem - efekty. Ale bez przesady. Pewnie nie jednej osobie coś takiego przypadłoby do gustu i podobałoby się, lecz dla mnie ważniejszy jest realizm.
Jest to również przykład na to, jak bardzo potrzebny jest górny głośnik centralny. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby w tym przypadku opisaną scenę udźwiękowiono za pomocą przednich górnych głośników. Brzmiałoby to znacznie lepiej i wiarygodniej. Scenę tę odtwarzałem również przez kombinację pozostałych kodeków. I dla mnie było to bardziej prawdziwe i realne, lecz już nie tak efektowne (efekciarskie?).
I tu jest dylemat. Czy wina leży po mojej stronie, czy też tak to nagrano, dla efektu? Lecz bez sonometru, trudno jest tu o uczciwą ocenę i weryfikację. Z miernikiem, wszystko będzie jasne; czy rzeczywiście, tak ma być.
Ale, no właśnie. Coś sobie uświadomiłem. Może jestem w będzie? Przecież to Auro 11.1. I być może w tej konfiguracji, wszystko byłoby jak należy.
Pomyślicie pewnie, że się czepiam zamiast się ekscytować, może jestem za bardzo wymagający, ale jak widać niczego nie upiększam i nie koloryzuję , bo tak to wszystko odebrałem. I z pewnością taki stan rzeczy, jeśli faktycznie tak jest, nie jest winą samego Auro, bo to przecież tylko kodek.
A swoją drogą ilu z Was, jeśli w ogóle, oglądając film zwraca na to uwagę? Czy łącząc dźwięk z obrazem podchodzicie do tego bezkrytycznie, przyjmując wszystko za pewnik, że tak jest dobrze i tak ma być? Bo nie czytałem krytycznych uwag o filmach. No owszem, brak efektów. A co, jeśli te efekty są, tyle tylko, że przekłamane?
