No to dzisiaj mialem "swietna" przygode. Nadmienie ze w sobote wymienialem tarcze i klocki tyl.
Jade dzisiaj i kurna strasznie mi przodem trzesie. Ale az tak ze myslalem ze amortyzator pekl lub cos. Podjechalem na stacje diagnostycza, 2 razy wjezdzalem na kanal, na trzepaki - - sprawdzali przod. Zadnych luzow, nic, wszystko ideal.
Wyjedzam dalej stuka wali, ale glownie wtedy gdy najjade na jakas nierownosc, nosz zara mnie cholera wziela.
Wkoncu zblizam sie do skrzyzowania z "ustap pierwszenstwa" naciskam raz pedal hamulca, puszczam i zachwile naciskam drugi raz bo chcialem zatrzymac sie aby ustawic wszystkim.
Naciskam hamulec a on kutwa wlecial w podloge a ja z predkoscia +/-40kmh na skrzyzowanie... By to chudy byk strzelil. Brak hamulcow.
A o to winowajca:
Sruby sie "zgubily" i zacisk wylecial.
A zem 30km gonil czasem i 160km/h jakby on wlecial mi miedzy ramienia felgi, albo jakbym wtedy dwa razy szybko chamulec nacisnal przed jakims zakretem... Byscie mieli po koledze xD