Też nigdy nie przepadałem za mordobiciem, szczególnie z udziałem Van Damma czy Segala, ale cóż takie było wtedy kino. Kiedyś uważałem (z resztą teraz też), że tego typu produkcje były stworzone by pokazać możliwości aktora (właściwie sportowca), więc najpierw był pomysł na walnięcie w buźkę, a potem wymyślano wątek (zawsze taki sam) i scenariusz. Oglądało się to co było, co polecali koledzy, co się dało pożyczyć, i tzw. obowiązkowe filmy, itp. Jednak wiele tytułów z tamtych lat dochrapało się dziś miana kultowych. Dziś wiele z nich bym sobie odświeżył.
Dziś jednak chyba jest tak samo, sztampowy bohater, jest też zawsze ten zły, tworzone jak z szablonu, z gotowej recepty i przepisu na film, podstawiasz do wzoru i tyle. Dlatego dziś tak cenie sobie filmy inne, różne od tych kinowych produkcji, oryginalne, a o taki dziś ciężko.