ODRADZAM: WEGATV z Oleśnicy pod Wrocławiem.
Powody: (niech urzeknie Was moja historia)
Kolejny raz, tym razem osobiście doświadczyłem spełnienia się przysłowia "mądry Polak po szkodzie"
W styczniu na Allegro wyszukałem TV Toshiba Regza 47z3030DG w rewelacyjnej wtedy cenie niewiele ponad 7000. Sprzęt sprzedawała WegaTV... Po otrzymaniu zapewnienia, że oczywiście sprzęt posiada polską gwarancję, honorowaną w polskich punktach serwisowych Toshiby, zdecydowałem się na zakup z pobraniem kurierskim... Oczywiście nie dało się zamówić telewizora przez aukcję na Allegro (numer z aukcją prywatną do której i tak nikogo nie dopuszczamy - po prostu tania reklama sklepu, nic więcej), zamówiłem telefonicznie... Po dwóch godzinach otrzymałem numer przesyłki kurierskiej i drugiego dnia kurier przywiózł do mnie nowiutką, zapakowaną wzorcowo Tośkę... Sprawdziłem zawartość kartonu, nawet udało mi się ją w obecności kuriera podłączyć... Wszystko działało wyśmienicie... Zapłaciłem i pożegnałem się z kurierem... Miałem super telewizor...!!! W kartonie był komplet dokumentów (faktura VAT, instrukcje w 153 językach i coś co miało być gwarancją, a przypominało jakąś śmieszną kserówkę z niewpisanym numerem seryjnym ale z pieczątką i podpisem sprzedawcy)
I w tym momencie ktoś zapyta: "No to o co Ci chodzi???" Wzorowa transakcja, wszystko co chcesz masz... Otóż, nie - nie mam... Dzisiaj nie mam mojej własności i powoli tracę nadzieję, że ją kiedykolwiek zobaczę... Dlaczego??? Poczytajcie dalszą część mojej opowieści...
Mniej więcej po miesiącu używania, coś się zepsuło... Całkowicie zgasła matryca... Był dźwięk, nie było obrazu... Cóż, pomyślałem - to tylko elektronika ma prawo się zepsuć... Na drugi dzień zawiozłem tośkę do serwisu... Została przyjęta na podstawie tylko faktury zakupu, nikt nie żądał ode mnie gwarancji... Po trzech dniach, a więc jak dla mnie w ekspresowym tempie odebrałem telefon z serwisu, że po konsultacji z niejakim p. Łysoniewskim z Serwisu Centralnego i przebadaniu mojej tośki, nie podejmują się naprawy gwarancyjnej, należy mi się wymiana detaliczna u sprzedawcy. Taki sam przypadek jak Norbunia przedstawiony na innym forum o HDTV (nawet konsultant ten sam). Otrzymałem stosowną ekspertyzę w dwóch egzemplarzach i zamówiłem kuriera wprost do siedziby serwisu, żeby nie wozić w tę i z powrotem... Oczywiście zadzwoniłem też do WegaTV i poinformowałem o sytuacji... Osoba, która odebrała telefon potwierdziła, że oczywiście wymienią mi telewizor na nowy w ciągu kilku dni, bo teraz "nie mają na stanie". Nie chciałem i nie chcę zwrotu gotówki bo telewizor bardzo mi odpowiadał...
I TERAZ DOPIERO ZACZĘŁY SIĘ SCHODY... Następnego dnia zadzwoniłem do WegaTV upewnić się, że telewizor dotarł... Dotarł... Zapytałem się, kiedy mogę spodziewać się nowego telewizora... Pan (zadaje się Paweł) powiedział, że najpierw musi go oddać do serwisu... Zdziwił się i przyznał że nawet nie zaglądał do kartonu w którym była ekspertyza... Zajrzał i przyznał rację, że skoro tak, to oni mi wymienią ale ponieważ "nie mają na stanie" a jest dwa dni do świąt wielkanocnych to mam zadzwonić zaraz po świętach... Co też uczyniłem, zadzwoniwszy we środę (wtorek zostawiłem im na "rozruszanie" sklepu po świętach)... Miły głos poinformował mnie, że "dzisiaj już nie wyślą ale w czwartek na pewno i mam zadzwonić jutro aby uzyskać numer przesyłki kurierskiej"... Zadzwoniłem w czwartek około godz. 16.00. Pan poinformował mnie, że właśnie wysłali ale prosi, żebym zadzwonił około 18.00 to poda mi numer przesyłki... Około 18.00 nikt nie odbierał ani stacjonarnego ani komórki lub numer był co chwilę zajęty (zdaje się, że mój numer był już "naznaczony" i nie odbierano telefonów ode mnie).
W piątek zadzwoniłem znowu i o dziwo dodzwoniłem się... Pracownik, który odebrał telefon przekazał słuchawkę p. Pawłowi, który rzucił tylko że nie ma teraz czasu i mam zadzwonić później po czym odłożył słuchawkę... Po kilku godzinach dodzwoniłem się na komórkę p. Pawła i ten obiecał że zaraz smsem wyśle mi numer listu kurierskiego... I za chwilę faktycznie otrzymałem smsa - następującej treści: "Nr listu 01641###se. Będzie u pana w poniedziałek. Proszę o zrozumienie"... Coż, pomyślałem - chłopy mają duży przerób, coś im się pokręciło i wysłali dopiero dzisiaj... No trudno, straciłem tylko jeden dzień pracy, gdzie musiałem wziąć wolne czekając na kuriera który nie dotarł bo nie miał z czym... Wezmę i drugi w poniedziałek... A co...??? Stać mnie!!! Niestety nie dawało mi spokoju, że "tracking" przesyłki na stronie DPD (dawny masterlink) uparcie wyrzucał, że podano błędny numer przesyłki lub przesyłka nie została jeszcze dodana do bazy... Weekend - pomyślałem... Zaczekam... W poniedziałek rano na pewno już będzie w bazie firmy kurierskiej i będę mógł śledzić jak zbliża się do moich drzwi... MOJA TOŚKA!!!
Teraz jest poniedziałek, godzina 22.30 a ja nadal patrzę na stelaż na którym powinna wisieć moja własność za ciężko zarobione 7000zł... Dlaczego nie wisi??? Bo nie dotarła... Ani DPD ani ich pracownik, nic nie słyszeli o tej przesyłce a "tracking" z uporem maniaka wyrzuca ten sam komunikat co poprzednio...
Oczywiście dzisiaj rano wysłałem do p. Pawła smsa (bo cały czas było zajęte) o następującej treści: "Prawdopodobne podał mi Pan błędny numer list przewozowego. W DPD nic nie wiedzą o przesyłce o tym numerze. Proszę o sprawdzenie i podanie prawidłowego numeru". Po mniej więcej godzine odebrałem telefon (huuuurrrraaaa!!!!) od rzeczonego p. Pawła, który zachowując się jakby o niczym nie wiedział i wypytawszy mnie po raz kolejny o wszystkie szczegóły, stwierdził że "myśmy wysłali w piątek i może faktycznie podałem Panu zły numer, za chwilkę sprawdzę i oddzwonię"... Nie oddzwonił... Zdołałem się dodzwonić po dwóch godzinach na stacjonarny, gdzie kolejny pan (z którym na pewno już nie raz rozmawiałem) znowu udał, że nie wie o co chodzi w sprawie i zażądał opisania problemu, po czym zapewnił, że "już zaraz skontaktuje się z szefem i on na pewno oddzwoni do mnie i poda tak upragniony przeze mnie numer"... Nikt nie zadzwonił... Około 17.30 udało mi się po kilkunastu próbach (permanentnie zajęty numer komórki) dodzwonić do p. Pawła, który poinformował mnie znów bardzo grzecznie, że zajmował się czymś innym i w ciągu 10 minut oddzwoni i poda numer przesyłki... I oczywiście... NIE ODDZWONIŁ...!!!! Dzwoniłem jeszcze kilkakrotnie i około 19.00 udało mi się "wstrzelić" pomiędzy nieustannie rozmawiającego p. Pawła. Ten jednak poznawszy mój głos od razu odłożył słuchawkę i wyłączył telefon...
Wykonałem następny telefon... tym razem do zaprzyjaźnionej kancelarii adwokackiej... Podjęli się sprawy!!! Od jutra zaczynają... Najpierw postarają się załatwić sprawę polubownie... Ale czy ja wiem...??? Czy to się tak skończy???
I co? Urzekła Was moja historia...??? Ja jestem u kres sił... I to nie dlatego, że nie mam mojej własności... Ale z powodu w jaki jestem traktowany przez właścicieli???/pracowników??? WegaTV. To jakaś schzofrenia... W najczystszej postaci... Albo zwykłe oszustwo... Chętnie poznam Wasze opinie, szczególnie opinie osób, które miały podobne przejścia z WegaTV i mogą się podzielić swoimi doświadczeniami z ww. panami...
pozdrawiam