Jak zadzwoni, to usłyszy (zapewne, bo tego nie wiemy), że musi przejść standardową procedurę i będzie kilka tygodni bez tv. Zamknie sobie automatycznie drogę do szybszego rozwiązania.
Jak się zjawi osobiście, to nic nie traci, po za dojazdem.
Być może, że nic nie wskóra, ale jest szansa, że przy odpowiednich wiatrach, wymienią mu od ręki. Zależy na kogo trafi i jaką ma siłe przebicia.
W RTV akurat w jednym konkretnym sklepie (lata temu), miałem bardzo dobre znajomości w kierownictwie i wszystko od ręki mogłem załatwić, zapewne inni nic nie mogli. Życie.
Wiele razy tak załatwiałem sprawy, nawet w banku.
W okienku - "Nie da się, nie ma takiej możliwości, są regulaminy", a po odpowiedniej "interwencji" za 15 min. sam dyrektor placówki zszedł i się jakoś dało, od ręki.
Nawet ostatnio, nie dalej jak kilka tygodni wstecz zaniosłem roczny towar do sklepu uszkodzony.
Pierwszy kontakt, to odsyłamy w ramach "gwarancji", ale raczej "nie uznają".
Ja na to, że umawiałem się, ze sprzedającym, że jak coś będzie nie tak (bo towar był leżakiem jak kupowałem), to w razie problemów, zwrócą bez gadania kase.
Gość mi mówi, że to jest "słowo, przeciwko słowu".
Wkur... się i mówię, ok. Znam środowisko (branży w której operują) i zrobię odpowiedni raban, skoro ktoś mnie posądza o kłamstwo, a te parę stówek mam w dupie za przeproszeniem.
No i co? Dobrze, niech Pan się nie denerwuje, proszę podpisać tu i tu, kasa na stole zaraz była.
No, ale oczywiście, podejrzewam, że te 90% społeczeństwa podkula ogon i grzecznie wraca do domu.
Ja tylko twierdze, że te wszystkie "procedury" w większości przypadków można nagiąć i nie ma czego się bać. Zresztą nikt łaski nie robi, to nasze ciężko zarobione pieniądze.