Zgadza się, kupa śmiechu i nieograniczone możliwości, ale jak wciągniesz się w wyścigi, to jest pot, nerwy i adrenalina. Nie ma śmiechu.
To gra w grze. Ekipy które specjalizują się tylko w wyścigach.
Są zasady i pełen fair play, nikt nikogo nie spycha. Nie ma dzieciarni, są specjalne trasy, a w zasadzie listy-gier, robione przez pasjonatów.
Goście którzy jeżdzą, mają kanały na YT i recenzują prawdziwe SIM-Race i doskonale wiedzą co jest pięć w temacie rajdów, ale właśnie grają też w GTA. Naturalnie wyłączone wspomagacze typu slipstream i catchup, czyli ten cień aerodynamiczny i spowalnianie, bo to żenada jest.
W lobby jest np. 20 graczy i każdy jedzie ciurkiem za drugim, na pełnej bombie, mały ruch i szyk rozbity. Pokazywałem to znajomym, to byli w szoku jak to wygląda w naturze, pisanie nic nie da.
Ci goście twierdzą, zresztą ja też, że więcej tu radochy z wyścigów, jak w niektórych pseudosymulacjach. Taki paradoks, a raczej fenomen, ale trzeba trafić na odpowiednią ekipę, trasy i ludzi. To co jest w 80%, to jakaś dzieciarnia która się rozbija i nie ma pojęcia jak grać czy jeżdzić.
Dla mnie liczy się tylko sim i właśnie wyścigi w gta, nic pomiędzy.
Żadne Drivecluby, NFS itp.
Ja już gram 4 rok z przerwami, ale rok czasu nabijałem kabze, statystyki, auta i tuning, a każde auto jest na inną trasę. Chodzi o różnice sekund, także jak ktoś chce zacząć, to długa i żmudna droga. Wątpię zeby komuś się chciało...