PIONEER BDP-LX71
To chyba najbardziej wyczekiwany odtwarzacz Blu-ray tego roku. Atmosferę podgrzewała, nie tylko świadomość, że jeśli chodzi o jakość obrazu Pioneer był zawsze bezdyskusyjnym leaderem, ale także fakt, że ta firma jest przecież istotnym graczem na rynku audio. A to dawało nadzieję., że po raz pierwszy na rynku może pojawić się bardzo dopracowany odtwarzacz Blu-ray, także w warstwie audio. Przyznam, że i ja czekałem z niezwykłym zainteresowaniem. I co??? Ano pisząc to właśnie słucham płyty CD z odtwarzacza Blu-ray podłączonego ANALOGOWO!!! Ale się porobiło...
Trochę wprowadzenia
Pioneer przeżywa ostatnio drugą młodość, zwłaszcza w obszarze HiFi. Ku zaskoczeniu rynku w zeszłym roku korporacja zrobiła zwrot o 180 stopni i przypomniała wszystkim, że jest także liczącym się graczem w dziedzinie audio. Pierwszym sygnałem było wypuszczenie na rynek całej gamy produktów serii Pure Audio, w tym stacjonarnych odtwarzaczy CD (wracających na rynek po bodaj 8 latach przerwy). W kolejnym kroku odświeżono gruntownie linię amplitunerów wprowadzając niezwykle udaną serię VSX-LX, akceptowaną nawet przez „purystów audiofilskich”, a wreszcie wypuszczono pierwszy odtwarzacz Blu-ray.
BDP-LX70 (i jego mutacja LX70A) był projektem udanym w warstwie konstrukcyjnej, oferował bezkompromisową jakość obrazu, jednakże w zakresie sekcji audio, a także implementacji profili BR pozostawiał wiele do życzenia. Wiadomo było jednak, że jest to model przejściowy, a pierwszą jaskółką zwiastującą zmiany był nieoczekiwana premiera odtwarzacza DVD DV-LX50. Po raz pierwszy od lat Pioneer pokazał odtwarzacz wieloformatowy z prawdziwego zdarzenia. Z rozbudowaną, analogową sekcją audio z własnym zasilaniem, porządnymi przetwornikami Burr-Brown , a także przesyłaniem SACD po HDMI. Napięcie rosło...
Parę danych technicznych
Odtwarzacze BDP-LX71 pojawiły się w DSV 29 października 2008roku, a dzięki staraniom kolegów z krakowskiej Kliniki Dźwięku (zrobili naprawdę niezłą cenę) mój egzemplarz dotarł do mnie już 30 października.
Pierwsze co zrobiło wrażenie to wielkość pudła, ale nie ma się co dziwić jeśli spojrzymy do specyfikacji technicznej. Urządzenie ma wymiary 420 x 124 x 360 mm i waży aż 5,7 kg. Nie dziwi to jednak specjalnie jeśli odnotujemy, że podobnie jak DV-LX50 odtwarzacz ma dwuwarstwową obudowę i dedykowane, oddzielne sekcje audio i video.
W specyfikacji rzuca się w oczy, że w sekcji audio zastosowano najlepsze na rynku przetworniki cyfrowo analogowe 192 kHz/24 bit Wolfson WM8740, w miejsce normalnie używanych Burr-Bown od Texas Instrument. W zakresie sekcji dźwięku urządzenie wyposażono we wszystkie możliwe dekodery Dolby Digital Plus, Dolby True HD, DTS-HD High Resolution i DTS-HD Master Audio zapewniające reprodukcję ścieżko dźwiękowej tzw. studyjnej jakości. Równocześnie przy połączeniach cyfrowych Pionner podjął próbę walki z największą bolączką obecnego sprzętu AV, czyli wadami konstrukcyjnymi złącza HDMI. W modelu BDP-LX71 zaimplementowano funkcję synchronizacji taktowania zegara podłączonego amplitunera PQLS (Precision Quartz Lock System), co zapewnia (przynajmniej w teorii) pozbycie się uciążliwego pogorszenia jakości dźwięku PCM przesyłanego po HDMI. Tego niestety nie miałem jak sprawdzić, ponieważ akurat amplituner VSX-SC71, wspierający to rozwiązanie nie był jeszcze dostępny. Gdy tylko wpadnie mi w ręce niewątpliwie sprawdzę i to...
W sekcji video mamy Profil Blu-ray 1.1, progresywne skanowanie Pure Cinema, filtr cyfrowy Super Fine Focus, cyfrową redukcję zakłóceń Component Frame i wsparcie technologii Deep Colour. Dla porządku dodam, że odtwarzacz wspiera oczywiście HD Digital Film Direct 24 (plazmy Pioneera mają wsparcie Pure Cinema od 2005 roku!), a skaler DVD wspiera tryb 1080p. Odtwarzacz czyta następujące formaty:
- Blu-ray (BD-ROM, BD-R/RE)
- DVD-Video (DVD-R, DVD-R DL, DVD-RW)
- AVCHD (DVD-R, DVD-R DL, DVD-RW)
- CD (CD-DA, DTS-CD, MP3)
Zwraca uwagę mała, ale przykra niespodzianka – brak wsparcia z dla formatu SACD. Trochę to dziwne, bo takich płyt o dziwo ostatnio przybywa na rynku. Odnotujmy za to obecność dekodera Divx Ultra 6.x niestety w profilu Home Theater. To też przyjąłem z dużym zdziwieniem. Co gorsza nie ma obsługi zewnętrznych plików z napisami! Odtwarzacz nie wyświetla też JPEG... Na tym tle DV-LX50 wyświetlający napisy *.txt i mający obsługę JPEG HD jawi się jak arcydzieło funkcjonalne.
BDP-LX71 wyposażono w graficzne menu użytkownika zapewniające wygodną obsługę wszystkich funkcji urządzenia, a funkcja KURO LINK umożliwia obsługę odtwarzacza z poziomu pilota zdalnego sterowania telewizora KURO. Menu jest w wysokiej rozdzielczości i prezentuje się poprawnie także w rozdzielczości 1080.
Na tylnej ściance urządzenia znajdziemy: 1 x wyjście HDMI , 1 x wyjście Component Video, 1 x wyjście S-Video, 1 x wyjście Video, 1x współosiowe wyjście cyfrowe audio, 1 x optyczne wyjście cyfrowe audio, 1 x 7.1-kan. wyjście analogowe audio i uwaga(niespodzianka!) 2-kan. wyjście analogowe audio. Wszystkie gniazdka audio są pozłacane! Tym razem nie ma portu sieciowego, ale odtwarzacz nie wspiera BD-Live, wiec uznano, że to zbędny gadżet. Niestety brak również portu USB.
Pilot jest wstępnie zaprogramowany (bez możliwości uczenia) z wydzieloną sekcją TV. Wyglądem pasuje do amplitunerów serii LX, choć te akurat poza LX-51 mają piloty z funkcją learning i zapewne pilot BR wyląduje w szufladzie (co u mnie się natychmiast stało)
Środowisko testowe
Do testów użyłem system kina domowego z amplitunerem VSX-LX50, Plazmą PDP-436RXE i głośnikami JBL. Dla porównania podłączyłem także DV-LX50. Nie zdecydowałem się podpiąć PD-D6-J, ponieważ akurat ten czytnik źle współpracuje z VSX-LX50 (ma za silny sygnał analogowy, a funkcja ATT masakruje dźwięk). Tego ostatniego trochę żałowałem, bo brzmi on jednak lepiej niż DV-LX50. Pamiętajmy jednak, że DV-LX50 po analogu brzmi BARDZO dobrze – jest w nim wydzielona sekcja audio jak w BDP-LX71! Inna rzecz, że Pioneer PD-D6-J jest po prostu w swojej klasie cenowej rewelacyjny...
Dwa słowa o amplitunerze. VSX-LX50 ma 9 zakresowy equalizer, a jego rdzeń cyfrowy jest oparty o procesor SHARC 3 generacji firmy Analog Devices wpierany przez DSP Freescale (dawnego oddziału Motoroli). W tym roku Pioneer nieco przyoszczędził i kości Analog Devices są tylko w najdroższym modelu VSX-SC90, ale VSX-LX50 ma jeszcze po staremu (na szczęście).
Co ustawiłem? Ustawienia equlizera na zdjęciu (nic nie poradzę, że buźka, wszyscy to lubimy...), wyłączyłem loudness (źle działa w tym aplitunerze), za to najczęściej korzystałem z konwersji Sound Retriver. Niby jest to funkcja dedykowana dla USB, ale działa zadziwiająco dobrze, zwłaszcza z gorzej nagranymi płytami CD – jak widać SHARC sobie radzi... Działo to nieco podobnie do funkcji Legato Link Pro zaimplementowanej w CD PD-D6-J, poszerza pasmo przetwarzania dźwięku, w efekcie wyostrza kontury. Trochę jak prawidłowo działający lodness, który jednak w tym akurat modelu rujnuje dźwięk – coś się ze środkiem dzieje, nie da się tego używać.
Specyfiką VSX-LX50 są nadrysowane wysokie tony, które niemal syczą – chyba Japończycy tak lubią. Mają to cechę zresztą wszystkie wzmacniacze Pioneera, ale... Ale ja to akurat lubię, wychowałem się na wysokotonowych głośnikach stożkowych i od tego czasu lubię takie brzmienie.
Pierwsze uruchomienie
Odtwarzacz ma jednolitą bryłę z jedynie dwoma przyciskami, z podświetlonym Power jak to zwykle w serii LX na niebiesko. Posiłkuje się tu zdjęciem z reklamówki, bo front trudno sfotografować, przednia ściana jest w charakterystycznej dla Kuro piano czerni. I od razu spotyka nas pierwsze zaskoczenie... Po chwili główkowania odkrywamy że, panel jest dotykowy! Guzki stop, spkip , previous i pazua są jedynie narysowane i reagują na dotkniecie. Wizualnie pomysł jest znakomity, jednolita powierzchnia sprawia bardzo ekskluzywne wrażenie. Co prawda od naszych paluchów brudzi się obudowa, ale i tak pomysł wydaje mi się udany.
Góra odtwarzacza jest jednolita, nie ma wywietrzników ze środka. Chłodzenie jest z tyłu, ale wiatrak jest b. cichy. Ogólnie odtwarzacz jest dość dobrze wyciszony, acz bez rewelacji. Wiatrak szumi, ale nie wiele, za to słychać troszkę pracę silnika napędu. Jednakże dla porównania powiem, że jak dla mnie to VSX-LX50 jest głośniejszy (to męczy w tym amplitunerze), a wiatrak w nim zamontowany po upływie gwarancji to chyba wymienię na jakiś normalny, a nie od traktora.
Po pierwszym włączeniu odtwarzacza uruchamia się kreator i prosi po podanie sposobu połączenia wzmacniacza, w tym określenie czy korzystamy ze złącz analogowych. Oczywiście, że korzystamy!
Ze złych informacji to uruchomienie bez rewelacji, na pełny start systemu poczekamy sobie 30 sekund od naciśnięcia Power. To się niestety pomału robi norma odtwarzaczy Blu-ray, ale w sumie to nie dziwi, a osobiście podejrzewam, że startuje FreeBSD – jak zwykle u Pioneera. Podobnie kilkanaście sekund czekamy na załadowanie się płytki BR, ale to już zależy od tego co konkretnie wkładamy.
Dźwięk
Na to chyba wszyscy czekali, od tego wiec zaczniemy. Połączyłem odtwarzacz z amplitumerem interkonektem ProLinka. Akurat to lenistwo, nie chciało mi się rwać z drugiego wzmacniacza kabli Tara Labs, ale pomyślałem sobie, że dam fory DV-LX50, który był podpięty Sommerem. Ale ProLink nie jest zły, jak na budżetowy kabel to sprawdza się bardzo dobrze, o dziwo ładnie wyciąga wokale. Kabel HDMI był standardowy noname z pozłoconymi końcówkami, ale jak wiadomo to akurat jest kompletnie bez znaczenia.
Zacznijmy oczywiście od odcięcia elektroniki. Nie jestem purystą dźwiękowym, więc testy w trybie Pure Analog Direct zajęły mi tylko chwilę. Na plus odnotujmy, że żaden z odtwarzaczy (zarówno DV-LX50 i BDP-LX71) przy takim połączeniu nie odrzuca. Dźwięk jest szczegółowy, choć nieco spłaszczony, brakuje mu oczywiście dynamiki. To jednak bardziej wina VSX-LX50, który w trybie Stream Direct spisuje się średnio. Ale jest nieźle, to nie jest charakterystyka deski, subiektywnie wydaje mi się, że w takim graniu DV-LX50 wydaje się minimalnie lepiej zbalansowany, bo trochę ostrzej rysuje wysokie tony. Użyjmy jednak elektroniki...
Na pierwszy ogień poszedł Sting i od razu zaskoczenie. BDP-LX71 gra wyraźnie lepiej, zwłaszcza lepszy jest dół, ale wokal jest też lepiej widoczny. Ten wzmacniacz nieźle kreuje scenę dźwiękową w stereo, a podaniu dobrego źródła dźwięku pokazuje pazur. Przewaga nad DV-LX50 nie była może wielka w „Fields of gold”, ale już w „Probably Me”, zabrzmiało dojrzalej, wokal Stinga był bardziej dosadny. Na plus DV-LX50 przemawia duża szczegółowość wokali, ale za to brakuje dołu. Na tym tle LX71 wydał mi się bardziej zbalansowany.
Włożyłem teraz Jimmiego Somervillea „The Singles”, płytkę słabo nagraną będąc w sumie ciekawy co się stanie. I przeżyłem szok... Teraz przetworniki Woolfsona i cała sekcja audio pokazały klasę, a mnie niemal zwaliło w nóg. Na gorszym materiale różnica jest dramatyczna „Ain’t neccesssarily so” zabrzmiało potężnie, saksofon, aż wdarł mi się do gdzieś środka głowy, a „Smaltown Boy”, przypomniał zabawy z przed lat. Burr-Brown słabo sobie radzą w gorszym materiale wejściowym, gubiąc jakby część materiału, tymczasem Woolfson uderza z pełną mocą. Przypomniało mi się co to jest JBL, gdy mi basy z kolumn przyłożyły pełną mocą (może mi sąsiedzi wybaczą). Zaczęła się żonglerka płytami...
Powiem tak. Jeśli tylko wkładamy do napędu płytę gorzej muzycznie zrobioną np. „True Blue” Madony wyłazi przewaga przetworników Woolfsona. Jak materiał miał lepszy mastering np. „On Air” Alan Parson to różnica nie jest już tak wyraźna.
Ale!!! Po raz pierwszy odtwarzacz Blu-ray na którym można odtwarzać płyty CD, to jest prawdziwy hit! Idzie prawie tak dobrze jak PD-D6-J!
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że uruchomiłem też połączenie po HDMI. Zapomnijcie o tym... To jest duże nieporozumienie... Prosi się o test z VSX-SC71, który ma zaimplementowane sterowanie taktowania magistralą HDMI, ale na razie dźwięk PCM przesłany po HDMI to tragedia. Gorąco odradzam jakiekolwiek próby w tym zakresie, dźwiękowo to jest barbarzyństwo. Na szczęście można przesłać strumień danych i dekodowanie zostawić amlitunerowi. Ale o tym za chwilę...
Ale jak podsumować sekcję audio BP-LX71?
Niech zacytuję „Live to tell”, chyba jeden z bardziej udanych utworów Madonny:
„I know where beuty lives
I’ve see it once,
I know the warm she gives.
The light that you could never see
It shines inside”
Mam taki paradoks, że mam sprzęt audio o dwie klasy lepszy od kolumn do których jest to wpięte...
Obraz
I cóż można powiedzieć mądrego... Po prostu rewelacja? Oczywiście jak ktoś zetknął się z dobrze zrobionym Blu-rayem, to wie to i bez Pioneera, ale tak z kronikarskiego obowiązku napiszmy parę słów.
Na początek wziąłem koncert w Andrea Bocelliego „Live in Tuscany”. Dość powszechnie jest to uważane za jeden z lepiej zrealizowanych nagrań Blu-ray i moim zdaniem nieprzypadkowo. Zobaczcie zresztą sami jak wygląda Toskania...
Rewelacją na tym koncercie jest gra półcieni, w trakcie występu zapada zmrok, zmieniają się kolory, odbieramy inaczej oświetlenie sceny. Ilość szczegółów przygniata, najazdy na muzyków i wykonawców pobudzają zmysły (oj towarzyszą mu naprawdę piękne kobiety), widok nieba zapierają dech. Odruchowo klaskamy wraz z publicznością. Gdyby nie źle zestrojona jedna z kamer powiedziałbym, że małe arcydzieło wizualne...
Wadą tej płyty jest fakt, że dźwięk jest zapisany jako strumień PCM i zaczynają się problemy z HDMI. Nie ma tragedii, ale domyślam się, że mogłoby być dużo lepiej bo...
Teraz uruchamiamy Pat Metheny Group w Seulu. Ta płyta wizualnie jest dużo słabsza, ale za to ma DTS HD 5.1. I... I różnica jest bardzo widoczna, zakładam, że to nie DTS jest taki świetny, tylko PCM po HDMI takie fatalne, Niemniej wreszcie można się delektować muzyką. Jak ktoś lubi delikatny jazz pozycja obowiązkowa. Wizualnie może trochę gorzej zrobione, ale muzycznie prawdziwa uczta. Ale i tak zobaczyć te solówki na keybordzie naprawdę warto.
No i film... Wybrałem „Starship Troopers 3” bo bardzo lubię Heinleina, a „Żołnierze Kosmosu 1” to w mojej ocenie prawdziwa perełka, zdumiewający utwór jak na Paula Verhoevena. Zresztą to ciekawostka bo film w kinach zrobił klapę, za to na DVD odrobił wszelkie straty. Po nieoczekiwany sukcesie, niemal amatorskiej drugiej części (to raczej ciekawostka – zrobiona przez inna ekipę), Hollywood uznało, że warto wrócić do tematu.
I... Znowu za produkcję się wziął Paul Verhoeven, a na ekrany powrócił wiecznie pakujący się w kłopoty Rico. Trójka nie jest może tak dobra jak jedynka, ale jednak warto...
Na Blu-ray jakość jest tak dobra, że czasami widać plastikowość dekoracji i obróbkę komputerową, ale czy to komuś przeszkadza???. Akcja jest wartka, a zobaczyć z bliska pajęczaka to dopiero przeżycie... I dźwięk jest bardzo dobry, bo płyta ma ścieżkę Dolby True HD.
Trudno coś mądrego napisać o obrazie w filmie Blu-ray, dość powiedzieć, że porównując do najlepszej u na rynku stacji HD czyli National Geographic HD, płyta oferuje zauważalnie lepszą jakość obrazu. Szczegółów jest jakby jeszcze więcej, ogląda się po prostu lepiej. Różnica oczywiście nie jest już tak duża jak w porównaniu do zwykłego DVD, ale nie sposób tego nie zauważyć.
Podsumowanie
Czy ktoś ma wątpliwości jaki jest obecnie najlepszy odtwarzacz na rynku? Co ciekawe cena BDP-LX71 jest stosunkowo atrakcyjna (mocno poniżej 3.000), zwłaszcza w porównaniu do mało udanego transportu Denona. A Pioneer jest przecież sprzętem o KLASĘ lepszym od Panasonica.
Podsumowując:
Plusy
- Rewelacyjny dźwięk – sekcja audio,
- Pełny komplet dekoderów,
- Bezkonkurencyjny obraz,
- Wygląd,
- Prosta obsługa.
Minusy:
- Tylko Profil BD 1.1 (to akurat mało ważne),
- Brak obsługi SACD (to mnie zabolało),
- Divx tylko profil Home Theatre i bez napisów (fatalnie, ale po coś mamy te PopCorny!),
- Brak wyświetlania JPEG (zadziwiające),
- Cena (choć nie jest tragicznie),
- Brak życia rodzinnego (to dodała żona).
To jak jest???
MOIM ZDANIEM REWELACJA PROSZĘ PAŃSTWA!!!
Niestety DV-LX50 zostaje – ma to wszystko czego BDP-LX71 nie robi (łącznie z polskimi napisami). Szkoda tylko, że Haakan napisał, że nie zrobi alternatywnego softu dla LX50 bo go nie stać na zakup. Może jakaś składka??? A może czas pogadać z kolegą Dinderi z zaprzyjaźnionego forum i przekonać Gufiaka...
Any way na ten moment nie ma lepszego odtwarzacza Blu-ray na rynku...
To chyba najbardziej wyczekiwany odtwarzacz Blu-ray tego roku. Atmosferę podgrzewała, nie tylko świadomość, że jeśli chodzi o jakość obrazu Pioneer był zawsze bezdyskusyjnym leaderem, ale także fakt, że ta firma jest przecież istotnym graczem na rynku audio. A to dawało nadzieję., że po raz pierwszy na rynku może pojawić się bardzo dopracowany odtwarzacz Blu-ray, także w warstwie audio. Przyznam, że i ja czekałem z niezwykłym zainteresowaniem. I co??? Ano pisząc to właśnie słucham płyty CD z odtwarzacza Blu-ray podłączonego ANALOGOWO!!! Ale się porobiło...
Trochę wprowadzenia
Pioneer przeżywa ostatnio drugą młodość, zwłaszcza w obszarze HiFi. Ku zaskoczeniu rynku w zeszłym roku korporacja zrobiła zwrot o 180 stopni i przypomniała wszystkim, że jest także liczącym się graczem w dziedzinie audio. Pierwszym sygnałem było wypuszczenie na rynek całej gamy produktów serii Pure Audio, w tym stacjonarnych odtwarzaczy CD (wracających na rynek po bodaj 8 latach przerwy). W kolejnym kroku odświeżono gruntownie linię amplitunerów wprowadzając niezwykle udaną serię VSX-LX, akceptowaną nawet przez „purystów audiofilskich”, a wreszcie wypuszczono pierwszy odtwarzacz Blu-ray.
BDP-LX70 (i jego mutacja LX70A) był projektem udanym w warstwie konstrukcyjnej, oferował bezkompromisową jakość obrazu, jednakże w zakresie sekcji audio, a także implementacji profili BR pozostawiał wiele do życzenia. Wiadomo było jednak, że jest to model przejściowy, a pierwszą jaskółką zwiastującą zmiany był nieoczekiwana premiera odtwarzacza DVD DV-LX50. Po raz pierwszy od lat Pioneer pokazał odtwarzacz wieloformatowy z prawdziwego zdarzenia. Z rozbudowaną, analogową sekcją audio z własnym zasilaniem, porządnymi przetwornikami Burr-Brown , a także przesyłaniem SACD po HDMI. Napięcie rosło...
Parę danych technicznych
Odtwarzacze BDP-LX71 pojawiły się w DSV 29 października 2008roku, a dzięki staraniom kolegów z krakowskiej Kliniki Dźwięku (zrobili naprawdę niezłą cenę) mój egzemplarz dotarł do mnie już 30 października.
Pierwsze co zrobiło wrażenie to wielkość pudła, ale nie ma się co dziwić jeśli spojrzymy do specyfikacji technicznej. Urządzenie ma wymiary 420 x 124 x 360 mm i waży aż 5,7 kg. Nie dziwi to jednak specjalnie jeśli odnotujemy, że podobnie jak DV-LX50 odtwarzacz ma dwuwarstwową obudowę i dedykowane, oddzielne sekcje audio i video.
W specyfikacji rzuca się w oczy, że w sekcji audio zastosowano najlepsze na rynku przetworniki cyfrowo analogowe 192 kHz/24 bit Wolfson WM8740, w miejsce normalnie używanych Burr-Bown od Texas Instrument. W zakresie sekcji dźwięku urządzenie wyposażono we wszystkie możliwe dekodery Dolby Digital Plus, Dolby True HD, DTS-HD High Resolution i DTS-HD Master Audio zapewniające reprodukcję ścieżko dźwiękowej tzw. studyjnej jakości. Równocześnie przy połączeniach cyfrowych Pionner podjął próbę walki z największą bolączką obecnego sprzętu AV, czyli wadami konstrukcyjnymi złącza HDMI. W modelu BDP-LX71 zaimplementowano funkcję synchronizacji taktowania zegara podłączonego amplitunera PQLS (Precision Quartz Lock System), co zapewnia (przynajmniej w teorii) pozbycie się uciążliwego pogorszenia jakości dźwięku PCM przesyłanego po HDMI. Tego niestety nie miałem jak sprawdzić, ponieważ akurat amplituner VSX-SC71, wspierający to rozwiązanie nie był jeszcze dostępny. Gdy tylko wpadnie mi w ręce niewątpliwie sprawdzę i to...
W sekcji video mamy Profil Blu-ray 1.1, progresywne skanowanie Pure Cinema, filtr cyfrowy Super Fine Focus, cyfrową redukcję zakłóceń Component Frame i wsparcie technologii Deep Colour. Dla porządku dodam, że odtwarzacz wspiera oczywiście HD Digital Film Direct 24 (plazmy Pioneera mają wsparcie Pure Cinema od 2005 roku!), a skaler DVD wspiera tryb 1080p. Odtwarzacz czyta następujące formaty:
- Blu-ray (BD-ROM, BD-R/RE)
- DVD-Video (DVD-R, DVD-R DL, DVD-RW)
- AVCHD (DVD-R, DVD-R DL, DVD-RW)
- CD (CD-DA, DTS-CD, MP3)
Zwraca uwagę mała, ale przykra niespodzianka – brak wsparcia z dla formatu SACD. Trochę to dziwne, bo takich płyt o dziwo ostatnio przybywa na rynku. Odnotujmy za to obecność dekodera Divx Ultra 6.x niestety w profilu Home Theater. To też przyjąłem z dużym zdziwieniem. Co gorsza nie ma obsługi zewnętrznych plików z napisami! Odtwarzacz nie wyświetla też JPEG... Na tym tle DV-LX50 wyświetlający napisy *.txt i mający obsługę JPEG HD jawi się jak arcydzieło funkcjonalne.
BDP-LX71 wyposażono w graficzne menu użytkownika zapewniające wygodną obsługę wszystkich funkcji urządzenia, a funkcja KURO LINK umożliwia obsługę odtwarzacza z poziomu pilota zdalnego sterowania telewizora KURO. Menu jest w wysokiej rozdzielczości i prezentuje się poprawnie także w rozdzielczości 1080.
Na tylnej ściance urządzenia znajdziemy: 1 x wyjście HDMI , 1 x wyjście Component Video, 1 x wyjście S-Video, 1 x wyjście Video, 1x współosiowe wyjście cyfrowe audio, 1 x optyczne wyjście cyfrowe audio, 1 x 7.1-kan. wyjście analogowe audio i uwaga(niespodzianka!) 2-kan. wyjście analogowe audio. Wszystkie gniazdka audio są pozłacane! Tym razem nie ma portu sieciowego, ale odtwarzacz nie wspiera BD-Live, wiec uznano, że to zbędny gadżet. Niestety brak również portu USB.
Pilot jest wstępnie zaprogramowany (bez możliwości uczenia) z wydzieloną sekcją TV. Wyglądem pasuje do amplitunerów serii LX, choć te akurat poza LX-51 mają piloty z funkcją learning i zapewne pilot BR wyląduje w szufladzie (co u mnie się natychmiast stało)
Środowisko testowe
Do testów użyłem system kina domowego z amplitunerem VSX-LX50, Plazmą PDP-436RXE i głośnikami JBL. Dla porównania podłączyłem także DV-LX50. Nie zdecydowałem się podpiąć PD-D6-J, ponieważ akurat ten czytnik źle współpracuje z VSX-LX50 (ma za silny sygnał analogowy, a funkcja ATT masakruje dźwięk). Tego ostatniego trochę żałowałem, bo brzmi on jednak lepiej niż DV-LX50. Pamiętajmy jednak, że DV-LX50 po analogu brzmi BARDZO dobrze – jest w nim wydzielona sekcja audio jak w BDP-LX71! Inna rzecz, że Pioneer PD-D6-J jest po prostu w swojej klasie cenowej rewelacyjny...
Dwa słowa o amplitunerze. VSX-LX50 ma 9 zakresowy equalizer, a jego rdzeń cyfrowy jest oparty o procesor SHARC 3 generacji firmy Analog Devices wpierany przez DSP Freescale (dawnego oddziału Motoroli). W tym roku Pioneer nieco przyoszczędził i kości Analog Devices są tylko w najdroższym modelu VSX-SC90, ale VSX-LX50 ma jeszcze po staremu (na szczęście).
Co ustawiłem? Ustawienia equlizera na zdjęciu (nic nie poradzę, że buźka, wszyscy to lubimy...), wyłączyłem loudness (źle działa w tym aplitunerze), za to najczęściej korzystałem z konwersji Sound Retriver. Niby jest to funkcja dedykowana dla USB, ale działa zadziwiająco dobrze, zwłaszcza z gorzej nagranymi płytami CD – jak widać SHARC sobie radzi... Działo to nieco podobnie do funkcji Legato Link Pro zaimplementowanej w CD PD-D6-J, poszerza pasmo przetwarzania dźwięku, w efekcie wyostrza kontury. Trochę jak prawidłowo działający lodness, który jednak w tym akurat modelu rujnuje dźwięk – coś się ze środkiem dzieje, nie da się tego używać.
Specyfiką VSX-LX50 są nadrysowane wysokie tony, które niemal syczą – chyba Japończycy tak lubią. Mają to cechę zresztą wszystkie wzmacniacze Pioneera, ale... Ale ja to akurat lubię, wychowałem się na wysokotonowych głośnikach stożkowych i od tego czasu lubię takie brzmienie.
Pierwsze uruchomienie
Odtwarzacz ma jednolitą bryłę z jedynie dwoma przyciskami, z podświetlonym Power jak to zwykle w serii LX na niebiesko. Posiłkuje się tu zdjęciem z reklamówki, bo front trudno sfotografować, przednia ściana jest w charakterystycznej dla Kuro piano czerni. I od razu spotyka nas pierwsze zaskoczenie... Po chwili główkowania odkrywamy że, panel jest dotykowy! Guzki stop, spkip , previous i pazua są jedynie narysowane i reagują na dotkniecie. Wizualnie pomysł jest znakomity, jednolita powierzchnia sprawia bardzo ekskluzywne wrażenie. Co prawda od naszych paluchów brudzi się obudowa, ale i tak pomysł wydaje mi się udany.
Góra odtwarzacza jest jednolita, nie ma wywietrzników ze środka. Chłodzenie jest z tyłu, ale wiatrak jest b. cichy. Ogólnie odtwarzacz jest dość dobrze wyciszony, acz bez rewelacji. Wiatrak szumi, ale nie wiele, za to słychać troszkę pracę silnika napędu. Jednakże dla porównania powiem, że jak dla mnie to VSX-LX50 jest głośniejszy (to męczy w tym amplitunerze), a wiatrak w nim zamontowany po upływie gwarancji to chyba wymienię na jakiś normalny, a nie od traktora.
Po pierwszym włączeniu odtwarzacza uruchamia się kreator i prosi po podanie sposobu połączenia wzmacniacza, w tym określenie czy korzystamy ze złącz analogowych. Oczywiście, że korzystamy!
Ze złych informacji to uruchomienie bez rewelacji, na pełny start systemu poczekamy sobie 30 sekund od naciśnięcia Power. To się niestety pomału robi norma odtwarzaczy Blu-ray, ale w sumie to nie dziwi, a osobiście podejrzewam, że startuje FreeBSD – jak zwykle u Pioneera. Podobnie kilkanaście sekund czekamy na załadowanie się płytki BR, ale to już zależy od tego co konkretnie wkładamy.
Dźwięk
Na to chyba wszyscy czekali, od tego wiec zaczniemy. Połączyłem odtwarzacz z amplitumerem interkonektem ProLinka. Akurat to lenistwo, nie chciało mi się rwać z drugiego wzmacniacza kabli Tara Labs, ale pomyślałem sobie, że dam fory DV-LX50, który był podpięty Sommerem. Ale ProLink nie jest zły, jak na budżetowy kabel to sprawdza się bardzo dobrze, o dziwo ładnie wyciąga wokale. Kabel HDMI był standardowy noname z pozłoconymi końcówkami, ale jak wiadomo to akurat jest kompletnie bez znaczenia.
Zacznijmy oczywiście od odcięcia elektroniki. Nie jestem purystą dźwiękowym, więc testy w trybie Pure Analog Direct zajęły mi tylko chwilę. Na plus odnotujmy, że żaden z odtwarzaczy (zarówno DV-LX50 i BDP-LX71) przy takim połączeniu nie odrzuca. Dźwięk jest szczegółowy, choć nieco spłaszczony, brakuje mu oczywiście dynamiki. To jednak bardziej wina VSX-LX50, który w trybie Stream Direct spisuje się średnio. Ale jest nieźle, to nie jest charakterystyka deski, subiektywnie wydaje mi się, że w takim graniu DV-LX50 wydaje się minimalnie lepiej zbalansowany, bo trochę ostrzej rysuje wysokie tony. Użyjmy jednak elektroniki...
Na pierwszy ogień poszedł Sting i od razu zaskoczenie. BDP-LX71 gra wyraźnie lepiej, zwłaszcza lepszy jest dół, ale wokal jest też lepiej widoczny. Ten wzmacniacz nieźle kreuje scenę dźwiękową w stereo, a podaniu dobrego źródła dźwięku pokazuje pazur. Przewaga nad DV-LX50 nie była może wielka w „Fields of gold”, ale już w „Probably Me”, zabrzmiało dojrzalej, wokal Stinga był bardziej dosadny. Na plus DV-LX50 przemawia duża szczegółowość wokali, ale za to brakuje dołu. Na tym tle LX71 wydał mi się bardziej zbalansowany.
Włożyłem teraz Jimmiego Somervillea „The Singles”, płytkę słabo nagraną będąc w sumie ciekawy co się stanie. I przeżyłem szok... Teraz przetworniki Woolfsona i cała sekcja audio pokazały klasę, a mnie niemal zwaliło w nóg. Na gorszym materiale różnica jest dramatyczna „Ain’t neccesssarily so” zabrzmiało potężnie, saksofon, aż wdarł mi się do gdzieś środka głowy, a „Smaltown Boy”, przypomniał zabawy z przed lat. Burr-Brown słabo sobie radzą w gorszym materiale wejściowym, gubiąc jakby część materiału, tymczasem Woolfson uderza z pełną mocą. Przypomniało mi się co to jest JBL, gdy mi basy z kolumn przyłożyły pełną mocą (może mi sąsiedzi wybaczą). Zaczęła się żonglerka płytami...
Powiem tak. Jeśli tylko wkładamy do napędu płytę gorzej muzycznie zrobioną np. „True Blue” Madony wyłazi przewaga przetworników Woolfsona. Jak materiał miał lepszy mastering np. „On Air” Alan Parson to różnica nie jest już tak wyraźna.
Ale!!! Po raz pierwszy odtwarzacz Blu-ray na którym można odtwarzać płyty CD, to jest prawdziwy hit! Idzie prawie tak dobrze jak PD-D6-J!
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że uruchomiłem też połączenie po HDMI. Zapomnijcie o tym... To jest duże nieporozumienie... Prosi się o test z VSX-SC71, który ma zaimplementowane sterowanie taktowania magistralą HDMI, ale na razie dźwięk PCM przesłany po HDMI to tragedia. Gorąco odradzam jakiekolwiek próby w tym zakresie, dźwiękowo to jest barbarzyństwo. Na szczęście można przesłać strumień danych i dekodowanie zostawić amlitunerowi. Ale o tym za chwilę...
Ale jak podsumować sekcję audio BP-LX71?
Niech zacytuję „Live to tell”, chyba jeden z bardziej udanych utworów Madonny:
„I know where beuty lives
I’ve see it once,
I know the warm she gives.
The light that you could never see
It shines inside”
Mam taki paradoks, że mam sprzęt audio o dwie klasy lepszy od kolumn do których jest to wpięte...
Obraz
I cóż można powiedzieć mądrego... Po prostu rewelacja? Oczywiście jak ktoś zetknął się z dobrze zrobionym Blu-rayem, to wie to i bez Pioneera, ale tak z kronikarskiego obowiązku napiszmy parę słów.
Na początek wziąłem koncert w Andrea Bocelliego „Live in Tuscany”. Dość powszechnie jest to uważane za jeden z lepiej zrealizowanych nagrań Blu-ray i moim zdaniem nieprzypadkowo. Zobaczcie zresztą sami jak wygląda Toskania...
Rewelacją na tym koncercie jest gra półcieni, w trakcie występu zapada zmrok, zmieniają się kolory, odbieramy inaczej oświetlenie sceny. Ilość szczegółów przygniata, najazdy na muzyków i wykonawców pobudzają zmysły (oj towarzyszą mu naprawdę piękne kobiety), widok nieba zapierają dech. Odruchowo klaskamy wraz z publicznością. Gdyby nie źle zestrojona jedna z kamer powiedziałbym, że małe arcydzieło wizualne...
Wadą tej płyty jest fakt, że dźwięk jest zapisany jako strumień PCM i zaczynają się problemy z HDMI. Nie ma tragedii, ale domyślam się, że mogłoby być dużo lepiej bo...
Teraz uruchamiamy Pat Metheny Group w Seulu. Ta płyta wizualnie jest dużo słabsza, ale za to ma DTS HD 5.1. I... I różnica jest bardzo widoczna, zakładam, że to nie DTS jest taki świetny, tylko PCM po HDMI takie fatalne, Niemniej wreszcie można się delektować muzyką. Jak ktoś lubi delikatny jazz pozycja obowiązkowa. Wizualnie może trochę gorzej zrobione, ale muzycznie prawdziwa uczta. Ale i tak zobaczyć te solówki na keybordzie naprawdę warto.
No i film... Wybrałem „Starship Troopers 3” bo bardzo lubię Heinleina, a „Żołnierze Kosmosu 1” to w mojej ocenie prawdziwa perełka, zdumiewający utwór jak na Paula Verhoevena. Zresztą to ciekawostka bo film w kinach zrobił klapę, za to na DVD odrobił wszelkie straty. Po nieoczekiwany sukcesie, niemal amatorskiej drugiej części (to raczej ciekawostka – zrobiona przez inna ekipę), Hollywood uznało, że warto wrócić do tematu.
I... Znowu za produkcję się wziął Paul Verhoeven, a na ekrany powrócił wiecznie pakujący się w kłopoty Rico. Trójka nie jest może tak dobra jak jedynka, ale jednak warto...
Na Blu-ray jakość jest tak dobra, że czasami widać plastikowość dekoracji i obróbkę komputerową, ale czy to komuś przeszkadza???. Akcja jest wartka, a zobaczyć z bliska pajęczaka to dopiero przeżycie... I dźwięk jest bardzo dobry, bo płyta ma ścieżkę Dolby True HD.
Trudno coś mądrego napisać o obrazie w filmie Blu-ray, dość powiedzieć, że porównując do najlepszej u na rynku stacji HD czyli National Geographic HD, płyta oferuje zauważalnie lepszą jakość obrazu. Szczegółów jest jakby jeszcze więcej, ogląda się po prostu lepiej. Różnica oczywiście nie jest już tak duża jak w porównaniu do zwykłego DVD, ale nie sposób tego nie zauważyć.
Podsumowanie
Czy ktoś ma wątpliwości jaki jest obecnie najlepszy odtwarzacz na rynku? Co ciekawe cena BDP-LX71 jest stosunkowo atrakcyjna (mocno poniżej 3.000), zwłaszcza w porównaniu do mało udanego transportu Denona. A Pioneer jest przecież sprzętem o KLASĘ lepszym od Panasonica.
Podsumowując:
Plusy
- Rewelacyjny dźwięk – sekcja audio,
- Pełny komplet dekoderów,
- Bezkonkurencyjny obraz,
- Wygląd,
- Prosta obsługa.
Minusy:
- Tylko Profil BD 1.1 (to akurat mało ważne),
- Brak obsługi SACD (to mnie zabolało),
- Divx tylko profil Home Theatre i bez napisów (fatalnie, ale po coś mamy te PopCorny!),
- Brak wyświetlania JPEG (zadziwiające),
- Cena (choć nie jest tragicznie),
- Brak życia rodzinnego (to dodała żona).
To jak jest???
MOIM ZDANIEM REWELACJA PROSZĘ PAŃSTWA!!!
Niestety DV-LX50 zostaje – ma to wszystko czego BDP-LX71 nie robi (łącznie z polskimi napisami). Szkoda tylko, że Haakan napisał, że nie zrobi alternatywnego softu dla LX50 bo go nie stać na zakup. Może jakaś składka??? A może czas pogadać z kolegą Dinderi z zaprzyjaźnionego forum i przekonać Gufiaka...
Any way na ten moment nie ma lepszego odtwarzacza Blu-ray na rynku...
Ostatnia edycja: