Fantastyczny pomysł - nie ma to jak życie uciekiniera i ciągłe myśli każdej minuty kiedy nas w końcu znajdą. Prawdziwy ideał życia ufundowany rodzince.
Jak dla mnie to lepszy i dużo bardziej wykonalny niż podejmowanie się nierealnej misji, za którą dostaniemy niemożliwą do osiągnięcia nagrodę (uzasadnienie pod spodem)
Pierwsze 20 minut filmu przekonało Cobba, że Saito jest wyjątkowo wpływowym człowiekiem.
Będąc na jego miejscu, mając chociaż cień nadziei, że Saito jest w stanie spełnić swoją obietnicę, chcesz powiedzieć, że nie poszedłbyś na to bo nie masz 100% gwarancji w jej powodzenie ? .
Nie miałbym nawet jej cienia - nawet prezydentowi USA było by arcytrudno coś takiego uzyskać, (o ile w ogóle miałby taką możliwość) tak więc: nie, nie próbował bym osiągnąć praktycznie nieosiągalnego, by dostać za to coś, czego uzyskać się zwyczajnie nie da. Niewiarygodna naiwność bohatera, która nie pasuje mi do jego wizerunku "speca". No nie przekonuje mnie to wcale a wręcz wzbudza lekki uśmiech politowania.
Co to znaczy lepszym specjalistą od spraw snów - każdy miał swoją robotę do wykonania, Ellen Page została zwerbowana w roli architekta.
I przypomnij sobie, że to ojciec Cobba, który go prawie wszystkiego nauczył, polecił mu ją mówiąc, że jest lepszym architektem od niego samego. Zresztą już przy pierwszym teście gdy Cobb jej wyjaśnił co i jak, pokazała próbkę swoich możliwości.
To znaczy że po kilku chwilach w filmie dyskutowała z innymi bohaterami o "incepcji", jakby od 20 lat była w tym specjalistką. Poza tym cały ten tytuł "architekta" nie przemawia do mnie wcale i jest dla mnie głupi: ktoś kto nigdy nie miał pojęcia że w ogóle da się "śnić zespołowo" i kto umie jedynie tworzyć "labirynciki na papierze"" po kilku chwilach steruje czymś, o czym pojęcia nigdy nie miał i co na dodatek jest ponoć supertrudne i skomplikowane. Ciekawe czy Einstein dochodził do wszystkiego w 5 minut. Nie da się jak sądzę nauczyć jazdy bolidem F1 "na sucho" a teoria nie sprawi że będziemy Schumaherem. I tak na koniec: co to w ogóle jest "architekt snów"? Czy to w ogóle nie wydaje się Wam na chama naciąganie i zwyczajnie "tanie" żeby nie wytłumaczono jakkolwiek wiarygodnie, jak coś takiego jest możliwe, że ktoś, kto zna jedynie teorię, po chwili steruje "wspólnymi snami" o których istnieniu nigdy nawet nie miał najmniejszego pojęcia?
Nie wiemy ile misji wcześniej Cobb wykonał, wiemy natomiast, że ostatnia to był FAIL.
I pewnie za wykradanie informacji jego przeciwnicy chcieli mu tylko pogrozić rózgą... ?
No widzisz - ja nie przepadam za filmami w których wszystko muszę sobie sam dopowiedzieć. Mam tu na myśli jedynie najdrobniejsze acz spajające fabułę sprawy a nie sam główny wątek w sobie - to mi psuje odbiór i sprawia że film wydaje się dla mnie sztuczny i zbyt umowny. Jak gram w gry konsolowe to tam sobie wszystko sam wymyślam bo fabuły gier są arcyproste i niedorobione ale filmy to inna para kaloszy, w nich fabuła to dla mnie 80% całości.
Nolan nie traktuje widza jak idiotę, któremu musi wszystko tłumaczyć jak 6-latkowi, poza tym wiele pozostawia własnej wyobraźni oglądającego i daje do myślenia po zakończeniu seansu - za to właśnie m.in jego filmy przez dużą część widowni są uwielbiane, a przez innych z kolei nienawidzone.
A to dziwne bo ja Memento bardzo lubię a Incepcji...śmieję się z niej. Nolan traktuje widzów jeszcze gorzej. No właśnie że tłumaczy nachalnie co 5 minut wszystko, tylko nie to co powinno się tłumaczyć w filmie. Bohaterowie co chwilę w kółko gadają i tłumaczą widzom wszelkie niuanse Incepcji i jej świata, oraz co i dlaczego za chwilę się stanie, co już po kilku chwilach stawało się dla mnie delikatnie mówiąc irytujące a fakt, że film skonstruowano tak, iż bez ciągłego i nachalnego tłumaczenia przez bohaterów o co chodzi nie dałoby się niczego zrozumieć, uznaję właśnie za wielki fail. Bohater "Memento" nie tłumaczył nic a film był zamotany jak cholera ale zrozumieć wszystko się jednak bez problemu dało. Bo to był dobry film. I to właśnie był film a nie tutorial dla dzieci jakim była dla mnie Incepcja. Pomysł był świetny ale jego wykonanie to dla mnie zwykły błąd w sztuce. Ja zwyczajnie nie lubię spędzać 3/4 seansu na słuchaniu tłumaczenia, wolałbym musieć sam zrozumieć o co chodzi - jednak by to uzyskać, reżyser musiałby skonstruować film tak, by się dało. Nie dało się i przez to w filmie mamy jakąś godzinę słuchania co, dlaczego, po co, kiedy oraz jak...mama mi tak kiedyś wszystko musiała tłumaczyć, nie chcę już do tego wracać.
"Jak skonstruować tak skomplikowany telewizor, by bez ciągłego zerkania na instrukcję nie dało się go używać?" Myśle że jeszcze nikt nie wpadł na tak głupi plan. Incepcja to właśnie ten skomplikowany tv a jej bohaterowie to właśnie ta instrukcja, na którą ciągle musimy zerkać by cokolwiek się dało skumać. Dla mnie lipa bo ja wolę najpierw przeczytać instrukcję a potem się już tylko rozkoszować produktem. Incepcją niestety rozkoszować się nie mogłem.