Ktoś tu najwyrazniej czegoś nie rozumie - to nie jest tak, że kto rozumie jakiś, nie ważne jak zamotany film, to ten automatycznie mu się podoba. Bzdura i zwykła głupota oraz naiwność do potęgi. Jeśli by miało tak być, to podobałoby mi się jakieś 99.99999999% filmów a jest niestety dokładnie odwrotnie. Te dwie kwestie nie mają ze sobą zupełnie nic wspólnego - pisałem o tym wcześniej ale jak widac to zbyt trudne. To tak, jakbym w momencie, kiedy pierwszy raz na matematyce zrozumiałem jakieś zadanie, miał powiedzieć: "podoba mi się to bo w końcu to rozumiem"...dupa blada i pomidory, ja matematyki nie znoszę nadal i nie ma znaczenia, że jakiś członek mensy wytłumaczył by mi w 100000% wszelkie zawiłości "Incepcji" (i tu ironia bo ten film wbrew pozorom skomplikowany nie jest). Ten film poza zamotanymi zależnościami nie ma nic, co mogłoby sprawić że uznam go za dobre kino - słabiutkie, wręcz sztampowe dialogi, bezbarwne i nijakie postacie, dwie kompletnie groteskowe i totalnie rujnujące film sceny czyli ciągnąca się jak kackupa scena w hotelu bez grawitacji oraz górska forteca i ujęcia jak w taniej, c klasowej podróbce Jamesa Bonda. Kolejny blamaż to mało wiarygodna fabuła (nie trzeba widzowi tłumaczyć raz na 5 minut, co i dlaczego się zaraz stanie - jemu trzeba w kilku zdaniach, sprytnie wplatając to w fabułę, wytłumaczyć reguły panującego w filmie świata - wtedy jest wiarygodnie a nierealne sceny nie wywołują zażenowania), a także zbyt duże tempo filmu - nie mamy pojęcia które wydarzenia są ważne a które mniej - ten film jest jak jeden długi teledysk a taka konwencja mi zupełnie nie odpowiada i zajeżdża tanim kinem klasy c. Albo film jest fajny, średni albo do dupy - nie ma w tym żadnej głębokiej filozofiii a jak widzę miliony zakompleksionych i chcących się dowartościować ludzi, na siłę stara się przypisać temu filmowi "coś", bo zrozumiało tą wątpliwej jakości łamigłówkę i przez to uznało ją automatycznie za arcydzieło. Nie każda zagadka jest ciekawa i warta rozwiązania, proste to jak konstrukcja cepa i nie wiem dlaczego mało kto z Was rozumie, że nie każdego kręci rozwiązywanie zagadek dla samej sztuki. Ja muszę za ten wysiłek dostać nagrodę a Incepcja mnie tylko za to ukarała tandetnym, przewidywalnym i tanim zakończeniem (wymyślenie dobrego zakończenia, zamiast pozostawiać wybór widzowi, wymaga więcej roboty ale Nolan ostatnimi czasy ma jak widać niskie mniemanie o widzach, więc zrobił jak zrobił...). Jeszcze odnośnie tego "filmu dla debili" - za debili mam ludzi, którzy są tak mali, zakompleksieni oraz dziecinni, że sądzą, iż to, że komuś nie podoba się to samo co im, jest automatycznie dowodem na ich głupotę i niezrozumienie.(ile to juz razy jakiś "bystrzak" napisał mi że nie rozumiem tego filmu? Co chwilę to słyszę...litości).
Widzę, że wycofujesz się z wcześniejszego tekstu o ratowaniu świata przed monopolistą i całkiem słusznie bo to była teza nie do obrony nawet przez najlepszego adwokata .
Ekhm, co? Wycofuję się? Kiedy i z czego? Przeczytaj co napisaem jeszcze raz.
Dziwiłeś się dlaczego do dzieci np. nie dzwonił... jak cię poprawiłem, że jednak dzwonił to teraz piszesz - to co z tego, że dzwonił. No sorry, ale trzymajmy się jakiegoś tam poziomu dyskusji...).
No właśnie, trzymajmy się. Tylko to działa obustronnie. Nie dziwiłem się że nie dzwonił bo w filmie zrobił to tylko raz i jakby mu nie zależało za bardzo. Nie dziwiłem się a zwyczajnie śmiałem z reżysera że starał się stworzyć coś mocnego a wyszła błahostka. Podejmować się ledwo wykonalnej i arcytrudnej misji by osiągnąć to, co można było by zrobić używając o wiele łatwiejszych środków takich jak np. wyjazd z dziećmi na Madagaskar i zmiana tożsamości? Zanim coś pomyślisz przeczytaj co piszę pod spodem.
Cobb'a kompletnie nie obchodziło czy w wyniku przeprowadzenia incepcji spowodowałby upadek imperium, upadek krainy muminków czy jeszcze coś innego - obchodziło go jedynie to, że w jej wyniku miał otrzymać "nagrodę", a jego ludzie sowite wynagrodzenie .
I w ogóle uwierzył że Saito jest w stanie zapewnić mu iż policja przestanie go ścigać za zabicie żony? Give me a fucking break bro - Saito musiałby być chyba dyktatorem USA by móc coś takiego osiągnąć. Tak więc albo Di Karpio był totalnym imbecylem i naiwniakiem że mu uwierzył albo Nolan to słaby reżyser a scenarzysta dostał połowę wynagrodzenia. Nawet przyjmując że był to tylko sen i Saito mógłby to dlatego wykonać - to należało więc zrobić scenkę jak Di Karpio mówi do Saito - "stary, jak chcesz mi zapewnić amnestię w stanach. Jesteś Bogiem czy coś?" A ten mu coś tam odpowiada i wszyscy się cieszymy...nie było takiej sceny i to bardzo duży błąd a film jest do dupy bo najważniejsze kwestie wpływające na odbiór i wiarygodność historii, nie są zwyczajnie pokazane. Taka druga kwestia psująca wiarygodność to np. to, że Ellen Page po kilku chwilach była lepszym specjalistą do spraw snów , niż ludzie którzy się tym zajmowali latami - fail i tyle rujnujący wiarygodność i odbiór filmu. Wystarczyłoby, no nie wiem - dać krótką scenkę że np. czyta w myślach i dlatego uczy się 50000% razy szybciej niż powinna. Nawet tak głupie tłumaczenie byłoby lepsze od jego braku w przypadku tak absurdalnej i nierealnej kwestii.
Następna sprawa - co z tego, że wrogowie deptali Cobbowi po piętach ? Gdyby doszło do spotkania Cobba z dziećmi (o ile ich opiekunowie w ogóle by na to poszli) to byłoby to śmiertelnym zagrożeniem dla nich i dla niego samego. Musiałby być wariatem żeby zdecydować się na coś takiego w tamtym momencie...
Śmiertelne niebezpieczeństwo? A kiedy to było powiedziane? Gonili go raz i nie złapali mając broń palną, niezli z nich byli zawodowcy. Nie wiemy jak są grozni ani ilu ich jest, nie wiemy jaki mają zasięg, czyli nie wiemy nic. I to ma być dla nas to wiarygodne niebezpieczeństwo? Widzisz - wystarczyłoby dać taką scenę: Karpio mówi że "znajdą go wszędzie i nigdzie nie jest bezpieczny bo są ultra grozni itp."....dupa zbita, nie było takiej sceny a to zwyczajny błąd psujący wiarygodność bo znowu musimy sobie coś na siłę wymyślać i dopowiadać- takie sprawy należy mówić w filmie jasno i wyraznie. W innym wypadku musielibyśmy sobie wymyślać sami całą historię a to nie o to chodzi w filmach. Nolan tłumaczył sprawy których nie powinien a ważnych i istotnych "drobnostek" które by kleiły całą wiarygodność już nie. Dziura na dziurze i tyle.
Piszesz, że film był nudny i pełen dziur - szczerze to teraz mnie to jakoś nie dziwi bo skoro walisz takie autogongi co do najprostszych spraw dotyczących tego filmu to najprawdopodobniej niewiele zrozumiałeś z tej najistotniejszej kwestii o której właściwie był ten film, czyli przeprowadzenia całego procesu Incepcji.
Nie dziwi mnie to że Cię to nie dziwi. Mnie głównie nie chodzi o zawiłości fabuły i całe to zagadkowe mambo jambo a o zwyczajnie słabe wykonanie filmu od strony "opowiadania historii". Cały pomysł na film był świetny ale to wykonanie zniszczyło dla mnie ten film. Było zwyczajnie do dupy.