Mam te same płyty na CD, ale te poniższe zdecydowałem się wybrać również w wersjach na analog.
Phil Collins – The Singles.
Świetne wydanie czteropłytowe, grube płyty.
O tym wydaniu Dire Straits już kilka razy wyrażałem swoje zdanie. Jedna z droższych płyt, ale wg mnie słabo. Tzn. jedyna wada to zbyt dużo wysokich tonów. Na szczęście od czegoś jest equalizer. Razem z tą płytą zakupiłem to samo wydanie ale na SACD. Ta z kolei była podejrzanie tania. Brzmią identycznie. Kłuje w uszy.
Forrest Gump Soundtrack – jakość dobra,
Beth Hart & Joe Bonamassa – Black Coffee – płyta z czerwonego winylu, jakość bardzo dobra,
Breakout i Nalepy nie trzeba przedstawiać, szczególnie tych dwóch legendarnych płyt.
Acoustic Room 47 było już opisywane.
Dianę Krall też lubię, a jeśli jazzik jest na dobrym winylu to jest więcej niż OK.
Cohen – tak dla wieczornego słuchania przy kominku. Nie jest źle, ale są lepsze płyty.
Sade – jak to było w jednym z filmów – Puść Sade i każda laska Twoja, zawsze działa
Queen – hmm, Mimo iż lubi cały świat, to akurat uważam że ani na CD ani na winylu nie grzeszą ich wydania jakością, a szkoda.
Sting – ponadprzeciętnie
KAT – jest moc
Nirvana – z sentymentu. Nevermind uważam za jedną z lepszych płyt w historii muzyki, a koncert Unplugged MTV to legenda.
The Doors – jest więcej niż dobrze, a kawałek Riders on the Storm na winylu bije na głowę wydania CD.
Samael – Blood Ritual uważam za jedną z najlepszych płyt czarnego ciężkiego metalu. Dużo kawałków instrumentalnych, czystych riffów gitarowych. Wg mnie super nadaje się na winyl.
Te ostanie 4 „empikowe” płyty (empik jazz, romantic…, everlasting…, essential…) to cos w stylu niechcianego prezentu. Słabe wykonania, słabe nagrania, raz przesłuchane i nie zamierzam wracać do tematu. Nie polecam.
Cała reszta w szafie to badziewia z poprzedniej epoki
Nie kupuję wszystkiego jak leci. Dlaczego tyle mam klimatycznych płyt? Dlatego, że jest to coś co właśnie lubię w analogu. Wartość i jakość analogu doceniam w nagraniach spokojniejszych, gdzie łatwiej jest się wsłuchać w przekaz. Zaparzam espresso, odpalam krążek i zasiadam przy kominku.
Henry też coś wrzuci. Kupuje często perełki z niezaleznych, nieskażonych jeszcze komercją polskich tłoczni, które robią małe nakłady. Jakość bardzo dobra. Słychac to. Nie to co Sepultura z Empiku